Polowanie na trendy – czy warto się kierować modami wydawniczymi?
Przed rozpoczęciem swojej przygody z pisaniem trzeba sobie uświadomić jedną rzecz – to nie jest droga do wielkich pieniędzy. Można jednak spróbować zwiększyć swoje szanse na zarobek, wpisując się w najnowsze wydawnicze trendy. Tylko czy na pewno warto?
W przeszłości na polskim rynku wydawniczym zdarzały się boomy na określony typ literatury. Na przykład w latach 90., częściowo wskutek zalewu nowości z Zachodu, szalonym wzięciem cieszyły się romanse. Triumfy popularności święciły harlequiny (do dziś spuścizną po tamtych czasach pozostaje bogata ich kolekcja w niejednym polskim domu), książki Danielle Steel i seria o Bridget Jones. Z drugiej strony zaczytywano się polską fantastyką (Andrzej Sapkowski, Feliks W. Kres, Marek S. Huberath). Wydawałoby się więc, że tworzenie w którejś z powyższych stylistyk było prostym przepisem na sukces.
Dziś jednak rynek jest zróżnicowany, a sytuacja zmienia się tak szybko, że bardzo trudno przewidzieć, co będzie „na topie” za kilka miesięcy czy lat. Zwłaszcza że mody wydawnicze są często kształtowane przez aktualne wydarzenia (także polityczne) nagłaśniane przez media, a także popkulturowe trendy, na przykład głośne premiery kinowe – wznowienie książki z filmową okładką to prosty sposób na podarowanie jej drugiego życia.
Spektakularnym przykładem takiego wskrzeszenia jest choćby trylogia Władca Pierścieni, zekranizowana przez Petera Jacksona, czy późniejszy cykl filmów na podstawie powieści Hobbit, czyli tam i z powrotem. Filmowe adaptacje sprawiły wówczas, że po powieści Tolkiena sięgały nawet osoby nie czytające dotychczas fantastyki, ale gdy już szum wokół ekranizacji ucichł, wróciły one do swoich dawnych wyborów lekturowych. W ostatnim czasie coś podobnego stało się z Opowieścią podręcznej Margaret Atwood wydanej w 1985 roku! Za sprawą serialu Showmaxa książka jest znów czytana i szeroko komentowana, wzrosło też zainteresowanie dystopijnymi wizjami świata. Ale na jak długo?
Trendy inspirowane tym, co dzieje się wokół nas, bywają więc bardzo silne, ale szybko przemijają. Podobnie jest często z modami kreowanymi przez wydawców. Do takich należy trend na „hipstera z lasu”, w który wpisywały się tytuły Porąb i spal Larsa Myttinga czy Superdrwal. Książka o rąbaniu Franka Philbricka. Pierwsza pozycja sprzedała się stosunkowo dobrze, ale kolejne poradziły sobie już dużo gorzej. Inny przykład formuły, która bardzo szybko się wyczerpała, to poradniki na temat hygge czy książki o minimalizmie.
Zgoda, że niektóre tendencje wydają się bardziej stabilne niż inne. Ogromny sukces pewnych bardzo znanych tytułów zagranicznych powoduje niekiedy, że zainteresowanie określonym typem literatury wzrasta na dłużej. Tak było choćby ze Zmierzchem (który zapoczątkował silną modę na paranormal romance) czy Pięćdziesięcioma twarzami Greya (literatura erotyczna wciąż kwitnie).
Po pierwsze jednak – mimo wszystko bardzo trudno przewidzieć, jak długo jeszcze trwać będzie określona moda, i czy lada chwila nie odejdzie do lamusa. Musielibyśmy śledzić aktualne trendy bardzo uważnie – gdybyśmy półtora roku temu w porywie entuzjazmu postanowili napisać kolejny poradnik o hygge, w momencie postawienia ostatniej kropki okazałoby się, że nikt już nie jest nim specjalnie zainteresowany.
Po drugie, ważniejsze – w pisaniu chodzi o oryginalność. Mimo kiepskich statystyk czytelnictwa nasz rynek wydawniczy jest naprawdę duży. W Polsce działa ok. 3000 wydawnictw, które każdego roku wydają kilkadziesiąt tysięcy książek. Nie musimy się zamykać wciąż w tych samych tematach i gatunkach, miejsca wystarczy nawet dla najdziwniejszych literackich pomysłów. Jako pisarze wybierajmy więc to, w czym czujemy się najlepiej. Zamiast kopiować innych i wstrzelać się w istniejące trendy – sami wytyczajmy nowe.
Tekst powstał we współpracy z Kingą Rak (redaktor naczelną serwisu Twarda Oprawa http://twardaoprawa.pl]) w oparciu o zajęcia poprowadzone przez nią w ramach Kursu Pisania Powieści Miasta Literatury UNESCO.