Jak napisać książkę

Stephen King odpowiedź na to pytanie zawarł na 253 stronach książki „Jak pisać, pamiętnik rzemieślnika”, ja spróbuję to zrobić w 16 tys. znaków, które przeczytasz w 8 minut. Jeśli ziarno tych słów spadnie na odpowiedni grunt, być może znajdziesz się wśród 12 szczęśliwców, którzy jesienią zasiądą do pracy nad swoimi powieściami w Szkole Pisania KMLU.

Obsesja i dyscyplina

Maciek Rożen od ośmiu lat wstaje półtorej godziny wcześniej, niż pozostali członkowie jego rodziny. Wstaje, bo w wieku 30 lat podjął decyzję, że skoro chce pisać zawodowo, sama deklaracja nie wystarczy.

– Trzeba coś dać, żeby otrzymać. Trzeba dać dyscyplinę i energię – mówi.

Po latach codziennego treningu pisania, podnoszenia kwalifikacji na kursach, kilku wydanych książkach, ale też paru, które wylądowały w koszu („takie frankensteiny, które… nie ożyły”) czuje, że jest w momencie przejścia od amatorstwa do zawodowstwa.

– Żeby zostać pisarzem, trzeba wypracować w sobie obsesję na tym punkcie. Trzeba mieć determinację i wytrwałość, żeby pisać, poprawiać, znosić odmowy, i znowu pisać, pisać, pisać.

Maćka poznałam trzy lata temu w czasie kursu kreatywnego pisania, organizowanego przez Krakowskie Biuro Festiwalowe, operatora Kraków Miasto Literatury UNESCO (KMLU). Od tamtego czasu wydał dwie książki dla dzieci, „Zuzanna Kociołek i Kraina Smaku”, „Zuzanna Kociołek i Warzywna Tratwa”. Trzecia „Jaga i dom na orlich nogach” ukaże się sierpniu, a teraz pracuje nad „Jagą i chłopcu o sercu z kamienia”. Napisał też scenariusze do dwóch gier komputerowych i kryminał, który czeka na wydawcę. Na co dzień pracuje w telewizji jako lider kreatywnego zespołu. Teraz jest na urlopie rodzicielskim i jego życie nabrało rytmu, jeszcze bardziej podporządkowanego literaturze. Pisze zanim wstaną dzieci. Pisze, gdy młodszy syn zapada w przedpołudniową drzemkę. Pisze, gdy w domu zapanuje wieczorna cisza. W czasie spacerów, podczas gdy siedmiomiesięczny Gustaw ogląda zwierzęta w zoo, Maciek snuje w głowie kolejne wątki, a gdy coś wymaga pilnego odnotowania, włącza dyktafon w telefonie.

Fot. Inga Szeliga

Szkoła Pisania, zazdrość i błędy literackie

Krakowskie Biuro Festiwalowe (KBF) kursy kreatywnego pisania organizuje od 5 lat. Od tego roku odbywają się pod szyldem Szkoła Pisania KMLU. Najważniejszym z nich i najbardziej rozbudowanym jest zaczynający się jesienią (trwa właśnie nabór uczestników) Kurs Pisania Powieści. Pięć miesięcy, dziesięć weekendów, kilkaset godzin zajęć. Dwunastu szczęśliwców będzie miało okazję pracować nad swoją książką (debiutancką lub kolejną) pod okiem doskonałych specjalistów, Filipa Modrzejewskiego (redaktora z wieloletnim doświadczeniem) i Pawła Goźlińskiego (redaktora naczelnego wydawnictwa Agora i współzałożyciela Instytutu Reportażu).

Filip Modrzejewski, który prowadził też moją grupę, podkreśla wagę pracy zespołowej w czasie kursu:

– Zajęcia są tak pomyślane, że uczestnicy oceniają swoje prace. To dobrze, bo każdy tekst potrzebuje przeczytania, weryfikacji, konfrontacji. Czasem trzeba jakiś pomysł porzucić, żeby znaleźć następny, lepszy. I to się często udaje. Dyskutujemy, szukamy podpowiedzi literackich, próbujemy też pracować nad stylem.

A jest nad czym pracować. Wśród najczęstszych błędów popełnianych przez pisarzy, wykładowca Szkoły Pisania wymienia:

– Po pierwsze, nieumiejętność opowiadania historii. Zdarza się, że autor zaczyna monologować, popadać w tajemnicze rozważania, a przede wszystkim nie łapie kontaktu z czytelnikiem. W wielosłowiu niknie perspektywa fabularna, dialogi nie służą narracji, zamiast opowiadania historii jest zwyczajne gadanie. Po drugie, nietwórcze boje z konwencją literacką, gdy twórcy mają interesujący pomysł, ale nie potrafią go ująć w ramy gatunkowe. Po trzecie, potoczna polszczyzna, która wciska się wszędzie – do narracji, do opisów. Język staje się przez to ubogi, zupełnie nieliteracki. Pokazanie takiego tekstu grupie, utworu z błędami, bywa zbawienne, bo pozwala złapać inną perspektywę.

Po to jest m.in. kurs pisania powieści, aby pracować nad warsztatem i skonfrontować wyobrażenia o własnym pisaniu z odbiorem innych uczestników kursu. Na pytanie, jak rozpoznaje talenty literackie, redaktor Modrzejewski opowiada mi o „wyczytywaniu” potencjału ze słów oraz badaniu motywacji artystycznych.

– Gdy czytam tekst, obojętnie jaka to konwencja, jaki gatunek, czasem po jednym akapicie widzę, czy twórca świadomie operuje językiem, czyli krótko mówiąc, czy ma styl. To pierwszy element. Drugi jest pozatekstowy. Obserwuję, czy autor traktuje pisanie serio, czy jest przejęty tym, co robi i czy ma świadomość, że literatura jest zazdrosna, bo wymaga poświęcenia, ciszy, koncentracji.

Fot. Inga Szeliga

W metrze, w pociągu, w samolocie

Czy wystarczającym poświęceniem dla literatury jest latanie dwa razy w miesiącu przez pół roku do Krakowa na kurs pisania powieści? Kiedy Nina Igielska w piątek wsiadała do samolotu w Hamburgu, Anna Górna to samo robiła w Zurychu. W Krakowie były półtorej godziny później.

– Nie odbierałam tego jako poświęcenia – mówi Nina. – Podobał mi się pomysł, że przez pół roku będę mieć weekendy, przeznaczone tylko na pisanie i zajęcia okołopisarskie. Myślę, że chodziło o tę regularność, przestrzeń, skupienie tylko na tym i fantastyczną grupę ludzi, z którymi przez kolejne dwa lata pracowaliśmy nad naszymi książkami.

Nina właśnie czeka na wydanie swojej powieści obyczajowej, którą zaczęła pisać na kursie. To książka o o spotkaniu kobiety i mężczyzny i ich wspólnym wieczorze, podczas którego okazuje się, że nic nie jest tym, czym się wydaje. Na co dzień pracuje w Hamburgu dla międzynarodowej firmy konsultingowej, przeprowadza reorganizacje przedsiębiorstw i pomaga im w podejmowaniu trudnych decyzji. Jak w takiej pracy i z dwójką małych dzieci znalazła czas na napisanie powieści?

– Pisanie książek wymaga determinacji i samodyscypliny. Osoba, która nie zechce poświecić 500 czy więcej godzin na siedzenie i pisanie, po prostu książki nie napisze. Przez jakiś czas specjalnie jeździłam do pracy metrem (dłuższą trasą, bo wtedy nie miałam przesiadki i mogłam przez 31 minut pisać bez przerwy, co w dwie strony dawało dodatkową godzinę na pisanie) i zdarzyło mi się wymknąć nietowarzysko z komputerem, zamiast iść coś z zjeść z kolegami z pracy (w Niemczech opuszczenie wspólnego lunchu jest najwyższą zbrodnią przeciwko pracy zespołowej), ale głównie pisałam nocami, kiedy wszyscy domownicy już spali. W najintensywniejszych okresach spałam po 3-4 godziny.

Ania jest prawniczką. Mieszka w Zurychu, który jest też miejscem zbrodni w jej powieści kryminalnej, która ukaże się na początku przyszłego roku. Głównym bohaterem jest były policjant, Polak przebywający na emigracji, który zostaje poproszony o pomoc w odnalezieniu zaginionej kobiety. Ania mówi, że jej książka, której pierwsza wersja powstała w czasie kursu pisania, bardzo się od tamtej pory zmieniła, bo i ona wiele się przez ostatnie trzy lata nauczyła. Kiedy prawniczka znajduje czas na pisanie?

– Pracuję na pełny etat i mam małe dziecko, więc obie te rzeczy już mocno mnie zajmują. Znalezienie czasu na pisanie to dla mnie kwestia priorytetów i samodyscypliny. Piszę głównie wieczorami, kiedy córka już śpi. Przez pewien okres miałam długie dojazdy do pracy, co pozwalało mi pisać podczas jazdy pociągiem. Zdarzyło mi się też wziąć urlop, by nadgonić z pisaniem. Pierwsze rozdziały powieści powstawały na lotniskach. Miałam to szczęście, że trafiłam na kurs pisania w czasie, kiedy byłam pomiędzy jedną pracą a drugą, nie miałam jeszcze rodziny, więc nie wymagało to ode mnie wielkich poświęceń czy wyrzeczeń, może za wyjątkiem jednej sytuacji, gdy musiałam urwać się wcześniej z wesela brata, by zdążyć na pierwszy poranny samolot.

 

Fot. Inga Szeliga

Rzemiosło czy natchnienie?

Kim jest pisarz – artystą czy rzemieślnikiem? Czemu zawdzięcza swoje książki – talentowi i natchnieniu czy pracy? Dyskusje o tym, czy da się nauczyć pisania, są leitmotivem wielu dyskusji okołoliterackich.

– Moje podejście do pisania jest mocno rzemieślnicze – mówi Maciek. – Artysta, aby się rozwijać, musi się doszkalać – uczyć z literatury fachowej, od innych twórców, na warsztatach. Nigdy nie mogłem zrozumieć, dlaczego istnieją studia malarskie, reżyserskie, aktorskie, wokalne, a nie ma w Polsce studiów pisarskich (kursy pisania to dość nowy trend w naszym kraju). Dlaczego uznaje się, że pisarz sam z siebie wie, jak ma pisać? Panuje w społeczeństwie mit artysty jako pomazańca bożego, który cierpi za miliony i w dodatku pije. A moje doświadczenie z pisaniem, ale też w pracy zawodowej, pokazuje, że wszystko, łącznie z kreatywnością, jest wyuczalne. Chociaż nie jest to proste, czasem trzeba temu podporządkować całe swoje życie.

Na kurs pisania powieści KBF-u Maciek poszedł, mimo wielu już odbytych warsztatów, bo był on najbliższy jego wyobrażeniu o tym, jak powinna wyglądać szkoła pisania. Nina także miała za sobą sporo warsztatów, każdy dał jej coś innego, a ona wciąż szukała więcej.

– Myślę, że głównie brakowało mi wiary w to, że już czas na wydanie powieści. Po kursie wiedziałam, że nie mam już żadnych wymówek. Nie wierzę, że można nauczyć się pisać. Wierzę natomiast, że można nauczyć się pracować nad tekstem. Poza tym kurs nauczył mnie patrzeć trochę inaczej na literaturę, inaczej czytać książki innych autorów. Potrafię chyba lepiej nazwać niektóre rzeczy, bardziej świadomie posługiwać się pewnymi narzędziami i chyba lepiej dokonywać decyzji fabularnych. Wcześniej wiele rzeczy robiłam bardzo intuicyjnie. Poza tym na kursie poznałam fantastycznych ludzi, rozmowy z którymi bardzo mi pomogły w procesie samego pisania.

Ania w czasie kursu zrozumiała, ze chce się zająć tworzeniem literatury na serio:

– Kurs był tym, czego potrzebowałam, by zacząć traktować pisanie poważnie. Samo to, że zostałam przyjęta, już wiele dla mnie znaczyło, bo wcześniej pisałam tylko do szuflady. Zarówno wykładowcy, jak i sama grupa, dali mi ogromnego kopa motywacyjnego.

Nabór do kursu jesiennego, takiego na jakim byli moi rozmówcy trzy lata temu, właśnie się zaczął i potrwa do 18 lipca. Organizatorzy piszą: „Na kurs zapraszamy tych, którzy mają wstępny pomysł na powieść i chcą go doszlifować. Tych, którzy potrzebują impulsu, żeby zacząć pisać, szukają wskazówek i którym przyda się wsparcie profesjonalistów. Nieważne, czy piszesz fantastykę, kryminał, powieści obyczajowe, czy jesteś miłośnikiem literatury pięknej – nasi prowadzący pomogą ci z każdym pomysłem.”

– Pod wpływem sugestii uczestników poprzednich edycji zmieniliśmy formułę tegorocznego Kursu Pisania Powieści, by był on maksymalnie skoncentrowany na pracy nad własnymi tekstami. Mniej będzie więc spotkań z pisarzami, a więcej z redaktorami. Ten kurs to intensywny trening z pisania – zapowiada Oliwia Fryc, koordynatorka Szkoły Pisania KMLU.

Kurs to także okazja do zdobycia wiedzy na temat rynku wydawniczego. Anna Rucińska, ekspertka w zakresie prawa autorskiego i agentka literacka, przygotuje do podpisania korzystnej umowy autorskiej, a wcześniej wykładowcy  (redaktorzy i wydawcy) zdradzą, jakich książek szukają do swojej oferty i w jaki sposób zainteresować ich swoją propozycją.

– W tym roku nowością będzie „Speed-dating” z redaktorami. Każdy uczestnik i uczestniczka będą mogli indywidualnie rozmawiać z każdym z wydawców, przedstawiając pomysły na swoje powieści – mówi Oliwia Fryc.

Będą też zajęcia z psychologiem twórczości, Arkadiuszem Matrasem, skoncentrowane na przełamywaniu twórczego impasu oraz weekend z Jakubem Żulczykiem przeznaczony na zaawansowane warsztaty storytellingu.

 

 

Fot. Inga Szeliga

W poszukiwaniu tożsamości, czyli między prawdą a fikcją

Czy to wystarczy, aby napisać powieść? To zależy. Czasem kurs jest potrzebny, aby napisać coś innego. Kurs pisania powieści kierował nas, uczestników, w stronę fiction, ale ja mimo rozpoczętej powieści i napisania tomu opowiadań, ostatecznie wydałam książkę nieliteracką. To „Mocne rozmowy”, które są zbiorem wywiadów, a więc przedłużeniem mojej codziennej pracy dziennikarskiej.

W podobną stronę poszła Marta Wroniszewska, która zaczynała kurs jako dziennikarka „Wysokich Obcasów”, kończyła jako redaktorka „Vogue’a”, a rok później porzuciła pracę na rzecz literatury zaangażowanej społecznie – wiosną tego roku ukazała się jej, doskonale przyjęta, książka reporterska „Tu jest teraz mój dom. Adopcja w Polsce”.

– Na kurs pisania powieści poszłam po wielu latach pracy w „Wysokich Obcasach” na stanowisku redaktorki prowadzącej portal, po tym, gdy ukończyłam podyplomowo Dziennikarstwo na UW, Polską Szkołę Reportażu u Mariusza Szczygła i po wielu publikacjach prasowych. Zastanawiałam się, czy nie ma dla mnie innej drogi. Lubię wyzwania, lubię się uczyć, chciałam spróbować. Miałam różne pomysły na powieść, ale zauważyłam, że mnie samą one nużą, nie umiem się wciągnąć w fabułę. Widziałam równocześnie ludzi, którzy mają ode mnie znacznie większą wyobraźnię i umieją to przelać na papier. Jednocześnie byłam zatwardziałą odbiorczynią literatury faktu. Doszłam do wniosku, że nie byłabym w stanie napisać czegoś, co mnie nudzi, bo taki sam wpływ miałoby moje pisanie na czytelnika. A tego bym bardzo nie chciała. Dlatego ostatecznie pozostałam przy non fiction, a pisanie powieści pozostawiam innym, bardziej utalentowanym.

Jej książka jest bardzo szerokim spojrzeniem na cały system pieczy zastępczej, domy dziecka, rodziny adopcyjne, rodziny zastępcze, a Marta angażuje się mocno w inicjatywy, które mogłyby opisywany przez nią system usprawnić.

– Niestety w Polsce nie da się wyżyć z pisania książek – dodaje. – Chyba, że jest się Katarzyną Bondą, Remigiuszem Mrozem, czy Szczepanem Twardochem. Musiałabym pisać dobre kryminały, żeby móc się z tego utrzymać. Jednak dla mnie bardzo ważne są tematy społeczne, które zawsze poruszałam w swoich reportażach i wywiadach. Interesuje mnie obszar wykluczenia jednostki, bądź jakichś grup społecznych, w zetknięciu z silniejszą większością. Właśnie rozpoczynam pracę nad kolejną książką. I póki co pozostaję w tematyce non fiction.

W kierunku dziennikarstwa i pisania zaangażowanego zwróciło się też Milo Migacz. Jego błyskotliwa proza sprawiła, że byliśmy przekonani, że mamy do czynienia z drugą Masłowską. Książka napisana na kursie utknęła jednak u wydawcy, który chciał ją opublikować, ale ostatecznie tego nie zrobił.

– Mocno siedzę w tematach LGBT, piszę pracę magisterską o osobach transpłciowych. Nie sądzę, żebym miało kiedykolwiek wznowić stare próby z fikcją. Nie wiem nawet, gdzie mam dysk z napisanymi książkami. W międzyczasie zaczęłom używać zaimków ono/jego i porzuciłom swoje stare imię. Od kilku miesięcy nazywam się Milo – streszcza to, co się działo po zakończeniu kursu.

Dopytuję Milo o tę woltę od literatury pięknej w stronę reportażu, a jednocześnie przechodzę przyspieszony kurs inkluzywności języka i stosowania w polszczyźnie tzw. trybu neutralnego:

– Przez pewien okres bardzo intensywnie odkrywałom siebie. Może nie ma co się dziwić, biorąc pod uwagę, że zaczynając kurs miałom 19 lat. Zaczęłom mieć problem z prowadzeniem spójnej narracji. Moje podejście do tekstu (jak i do własnej osoby) nieustannie się zmieniało. Jednocześnie nie mogłom wyłączyć wewnętrznego krytyka. W pewnym momencie przestałom odróżniać własne myśli od oczekiwań z zewnątrz. Wtedy stwierdziłom, że potrzebuję czegoś, co pozwoli ogarnąć ten chaos. Non-fiction mi pomogło. Ono ma swój własny „kręgosłup”, nie pozwala za dużo zmyślać. Można powiedzieć, że zdjęłom z siebie odpowiedzialność za to, co dzieje się w książce. Poza tym nareszcie jestem w stu procentach przekonane co do przydatności tematu. A to w moim przypadku dużo.

Zaczytaj się i zapisz

Jesteś już gotowa, gotowy na kurs? To jeszcze pamiętaj o sprawie, którą podkreślają wszyscy piszący – dobre pisanie bierze się z oczytania. Na naszych spotkaniach dzieliliśmy się odkryciami literackimi, omawialiśmy zastosowane w nich rozwiązania, dyskutowaliśmy, dlaczego zachwyca lub nie zachwyca.
Maciek, jako jeden z filarów bycia pisarzem, obok wytrwałości i ciągłego szlifowania warsztatu, wymienia oczytanie:

– Żeby pisać, trzeba czytać. Każda godzina poświęcona na czytanie pomaga doskonalić warsztat i zbudować wyobraźnię literacką. Po latach czytania masz w głowie setki archetypów, rozwiązań, wchodzi to do twojego zmysłu intuicji. A potem w mózgu dzieje się alchemia – z powtarzalnych składników powstaje nieprzewidywalny efekt.

Filip Modrzejewski nie tylko podkreśla, że literatura bierze się z zaczytania, ale też podsuwa pięć pozycji, nowości na rynku literackim, które w jego ocenie wyróżniają się niepowtarzalnym stylem: „Golem” Macieja Płazy, „Przewóz” Andrzeja Stasiuka, „Rozrzucone” Liliany Hermetz, „Z kluczem” Emilii Walczak i „Niejedno” Barbary Woźniak.
Ta ostatnia książka została napisana przez uczestniczkę jednej z poprzednich edycji kursu pisania powieści. Zatem, na co jeszcze czekasz?

——–

Jak dostać się na kurs pisania powieści:

W ramach zadania rekrutacyjnego musisz do 18 lipca przysłać na adres pisz@miastoliteratury.pl streszczenia fabuły planowanej powieści na 300-400 słów i fragmentu tej powieści na maksymalnie pięć stron znormalizowanego maszynopisu. Szczegóły najlepiej sprawdź dokładnie na stronie https://pisz.miastoliteratury.pl/kurs-pisania-powiesci-2021-2022.

Jeśli nie możesz wziąć udziału w Kursie Pisania Powieści, Szkoła Pisania KMLU oferuje mnóstwo innych atrakcji.

– Nasz projekt zaczynaliśmy w 2016 roku od Kursu Kreatywnego Pisania, jednego z pierwszych tego typu w Polsce, przygotowanego na wzór kursów zagranicznych. Ale program literacki KMLU zaczął się szybko rozrastać o nowe pomysły, spotkania, warsztaty z autorami i redaktorami – mówi Oliwia Fryc. – W ubiegłym roku wprowadziliśmy webinary, program mentoringowy, cykl masterclass i dokonaliśmy rebrandingu naszych działań na Szkołę Pisania KMLU. Ta nazwa jest bardziej pojemna.